Logo BIP Logo ePUAP
Biuletyn Informacji Publicznej
herb jednostki
Urząd Miasta Helu
System Rada

System Rada
Profile Radnych, komisje, interpelacje, kalendarz posiedzeń.

System eWrota

eWrota
BIPy jednostek organizacyjnych.

2007.06.09 - Wizyta prezydenta Stanów Zjednoczonych w Helu

 
POLSKA Dziennik BałtyckiWizyta prezydenta Stanów Zjednoczonych Na Helu
 
09.06.2007

Problemy żołądkowe nie przeszkodziły prezydentowi Stanów Zjednoczonych i wczoraj, po godzinie 16. George W. Bush przyleciał do Polski. Kilka godzin wcześniej o kłopotach związanych z amerykańską wizytą przekonali się mieszkańcy Trójmiasta i Półwyspu Helskiego, którzy musieli się zmagać z problemami komunikacyjnymi.

Nikt tak naprawdę nie wie, czy podczas spotkania Lecha Kaczyńskiego i Busha zapadły jakiekolwiek ustalenia na temat budowy w Polsce amerykańskiej tarczy antyrakietowej. Polski prezydent stwierdził jedynie, że była o tym mowa, a szczegóły być może uzgodnione będą w lipcu, podczas wizyty polskiego prezydenta w Stanach Zjednoczonych. Prezydent USA podczas konferencji prasowej konkretnie podzielił się jedynie opinią na temat Pomorza. - To piękny region. Cieszę się, że tu przyjechałem - mówił Bush ku radości Kaczyńskiego.
I Bush, i Kaczyński stwierdzili jedynie, że tarcza nie ma być skierowana przeciwko Rosji, czego obawia się prezydent Władimir Putin. Amerykański przywódca natomiast komplementował polskiego prezydenta. - Łączy nas to samo marzenie, by wolność wszędzie zapanowała. Dziękuję za pana przywództwo. Jest to wspaniały moment w historii pańskiego kraju - podkreślił Bush.
Nikogo nie komplementowali natomiast kierowcy, którzy przez pół dnia nie mogli przejechać obwodnicą Trójmiasta. Droga została zablokowana bowiem ze względów bezpieczeństwa. Problemy mieli także podróżujący pociągiem na Hel.

Na półtorej godziny zamknięta obwodnica Trójmiasta, kilka godzin dłużej mieszkańcy Półwyspu Helskiego mieli problem z dojazdami z powodu zamkniętej drogi i wstrzymanych połączeń kolejowych z Trójmiastem, na dwie godziny odcięte od świata centrum Gdyni - tak wyglądała okiem przeciętnego mieszkańca Pomorza wizyta prezydenta USA George’a Busha.
Pasażerowie odlatujący w piątek z gdańskiego lotniska, a także osoby ich odprowadzające, musieli się zdziwić, gdy przy głównym wejściu Straż Graniczna poprosiła ich o zdjęcie zegarków, kolczyków, a nawet pasków do spodni. W związku z popołudniowym przylotem prezydenta Busha wszyscy wchodzący na teren gdańskiego lotniska musieli przejść przez bramkę wykrywającą metal już przy głównym wejściu.
- Ja przecież wyszłam tylko zapalić - denerwuje się jedna z pasażerek.
- Przed chwilą mnie sprawdzaliście.
Niektórzy, tak jak Iwona Rakowska z Malborka, przewidzieli trudności i przyjechali na lotnisko trzy godziny wcześniej.
- Normalnie byłabym tu dopiero o 13.30, jednak dowiedziałam się z mediów, że przyjeżdża Bush i trzeba być wcześniej, więc przyjechałam już o 12 - mówi pani Iwona odlatująca do Szkocji.
Na obszarze zamkniętym, gdzie trwały przygotowania do wizyty, atmosfera wydawała się wręcz piknikowa. Amerykanie z obsługi, chichocząc, robili sobie zdjęcia na prezydenckiej mównicy, żołnierze jedli obiad i opalali się na trawie, kelnerzy rozstawiali stoły. Tylko dziennikarze gorączkowo dzwonili z telefonów komórkowych i szukali podłączenia do Internetu. Choć i oni w końcu postanowili się odprężyć, do czego skłaniała upalna pogoda. Ożywienie przyszło dopiero ok. godz.15, gdy jeden z prezydenckich śmigłowców włączył silnik. Snajperzy zajęli miejsca na dachu lotniska i hangaru. Zaczęło się oczekiwanie i patrzenie w niebo. Tylko nikt nie wiedział, w którą stronę patrzeć. W końcu ok. godz. 16 od strony Gdańska nadleciał pierwszy z prezydenckich samolotów. Dziennikarze, pracownicy lotniska, amerykańscy żołnierze i piloci ciągle wypatrywali jednak samolotu Air Force One. Wreszcie 15 minut później od strony obwodnicy nadleciał błękitno-biały amerykański gigant z George’em W. Bushem i jego żoną Laurą na pokładzie. Po krótkiej ceremonii powitania pary prezydenckiej przez Lecha i Marię Kaczyńskich głowy państw wraz z Pierwszymi Damami odleciały śmigłowcami na Hel. Wśród obserwujących znowu zapanowało ogólne rozprężenie. Wyłączając oczywiście tajnych agentów, którzy nie rozstawali się ze słuchawkami. Rozpoczęło się kolejne oczekiwanie.Zamknięta obwodnica Trójmiasta i drogi do niej prowadzące, sparaliżowana Gdynia

Zamknięte obwodnica, ulica Słowackiego od portu lotniczego do skrzyżowania ze Złotą Karczmą, ul. Spacerowa. Policja przepuszczała tylko pieszych. O godzinie 15.30 ostatnie samochody zjechały z obwodnicy i od tego momentu nastała cisza jakiej nikt w tych rejonach nie zaznał od wielu lat. Ruch na trasie omijającej całe Trójmiasto przywrócono już po godzinie.
 

- Spodziewaliśmy się, że utrudnienia będą trwały dłużej - mówi Maciej Klenczon z gdańskiej drogówki. - Najgorzej było na lotnisku, gdzie masa ludzi nie mogła wyjechać do miasta.
Największego pecha mieli pasażerowie, którzy przylecieli do Rębiechowa o godz. 15.20, lotem z Kopenhagi. - To jakiś obłęd - denerwuje się Wojciech Hipsz, z Gdyni. - Nie ma taksówek, autobusy nie jeżdżą. Co mnie interesuje jakiś prezydent, nasze służby powinny zapewnić chociaż podstawową informację jak wydostać się z portu lotniczego. Kompletna porażka - dodaje załamany.
Autobusy, które normalnie dojeżdżają do portu lotniczego, były zatrzymywane już na skrzyżowaniu ulic Słowackiego i Złotej Karczmy.
- O zmianach poinformował nas policjant na skrzyżowaniu, dziwne to wszystko, nawet nasz dyspozytor nic nie mówił - zastanawiają się kierowcy w autobusach na przystanku w Złotej Karczmie.
Obwodowa była zamknięta między ul. Kartuską w Gdańsku a skrzyżowaniem z ul. Morską w Gdyni. W tym czasie również niemożliwe było przejechanie żadnym wiaduktem nad trasą.
Kłopoty związane z wizytą George’a W. Busha w Gdyni rozpoczęły się już przed południem. Po godz. 9 Biuro Ochrony Rządu zorientowało się bowiem, że pociągiem z Gdyni do Helu zamierza wybrać się spora grupa alterglobalistów, dlatego BOR niespodziewanie polecił, aby wszystkie połączenia na tej trasie zatrzymywane były już w Redzie. - Dostaliśmy takie dyspozycje od szefa sztabu operacyjnego - mówi Lech Romanowski, rzecznik prasowy PKP Przewozy Regionalne. - Byliśmy tym zaskoczeni.
Na równie zdezorientowanych pasażerów, których o utrudnieniach nikt nie informował, w Redzie czekały autobusy zastępcze, którymi mogli dojechać do Juraty. Także autokary PKS, zmierzające na Półwysep Helski, zatrzymywane były już we Władysławowie. Jedynym połączeniem z Gdyni do Helu były odpływające o godz. 11 i 13 z okolic Skweru Kościuszki katamarany. Kolejne utrudnienia pojawiły się po godz. 15, gdy policja zaczęła blokować główne ulice miasta, w tym Chwaszczyńską, Wielkopolską, Władysława IV, 10 Lutego, al. Zwycięstwa. Stanęła komunikacja miejska. Okolice nowego budynku Muzeum Miasta Gdyni, tuż przy plaży Gdynia Śródmieście, w którym wyznaczono rezerwowe miejsce spotkania Kaczyński - Bush na wypadek, gdyby przelot do Juraty uniemożliwiły warunki atmosferyczne, po kolejnym kwadransie przypominały... oblężoną twierdzę. Wszystkie ulice dookoła zostały wygrodzone, terenu pilnowało kilkuset policjantów, kilkadziesiąt radiowozów, BOR, a nawet ściągnięci aż z Gorzowa Wielkopolskiego antyterroryści z psami. Na dachu pobliskiego Teatru Muzycznego pojawili się snajperzy. Przed godz. 16.30 do budynku muzeum dotarł prezydent Gdyni Wojciech Szczurek z wiceprezydentem Bogusławem Stasiakiem i dyrektorem Urzędu Miasta Jerzym Zającem.
- Wszystko było zapięte na ostatni guzik, przywieziono nawet poczęstunek - mówi Jerzy Zając. - Zastaliśmy w muzeum skromny, ale elegancki wystrój, były flagi Polski i Stanów Zjednoczonych. Co ciekawe, przewieziono tutaj także fotele z gabinetu Wojciecha Szczurka.
Dwadzieścia minut później stało się jednak jasne, że wizyty Busha w Gdyni nie będzie. Nad pobliską plażą przemknęły bowiem cztery helikoptery, lecące w stronę Juraty. Ubezpieczały je dwa wojskowe śmigłowce Apache.

Na półwyspie policjanci smażyli kiełbaski
Już od świtu mieszkańców Półwyspu Helskiego budziły policyjne syreny i hałas przelatujących śmigłowców. O godz. 7 rano kilkuset policjantów stacjonowało u nasady mierzei. To był punkt zborny, ale chyba i okazja do zrobienia zaopatrzenia.
- Grupa 10 policjantów kupiła mnóstwo kiełbas, chleba, pomidorów, napojów i worki z węglem drzewnym - usłyszeliśmy w jednym z dużych sklepów we Władysławowie. - Chyba szykowali się na grillowanie, zapakowali towar do dwóch radiowozów i pojechali do Helu.
Patrole były dosłownie wszędzie, ale najwięcej w Juracie. Plażowicze opalający się nad Zatoką Pucką kilkaset metrów od granic rezydencji prezydenta RP ze zdziwieniem obserwowali mundurowych na piasku i pływające przy brzegu pontony z funkcjonariuszami.
- Dalej przejścia nie ma - rzucał krótko policjant, gdy ktoś chciał udać się brzegiem w stronę widocznej z daleka wieży widokowej postawionej za Aleksandra Kwaśniewskiego.
Największe niedogodności przeżyli jednak pasażerowie. Policja zapowiadała zamknięcie drogi i ścieżki rowerowej w Juracie, ale kursować miały pociągi. Okazało się, że i te odwołano. - Ludzie się złościli, kilkadziesiąt osób zwróciło bilety do Helu i poszło chyba na plażę - powiedziała nam kasjerka na dworcu we Władysławowie.
W Juracie kasa PKP była w ogóle zamknięta.
Piotr Głowienka z Władysławowa wcale nie miał zamiaru dostać się na Półwysep Helski, tylko w przeciwną stronę - do Gdyni. W poczekalni z megafonu usłyszał w chwili planowanego przyjazdu pociągu, że wszystkie połączenia "ze względu na wizytę prezydenta USA" są odwołane. - Głupota, przecież Busha w ogóle tu jeszcze nie ma - kręcił głową. - Idę na autobus.
Jeszcze większe powody do zmartwienia mieli wczoraj Agnieszka i Rafał Kochaniakowie, którzy z malutkim Wiktorkiem na siodełku podróżują rowerami przez Polskę od Świnoujścia. - Rano dotarliśmy do bramy prowadzącej do Helu, ale była już ona zablokowana przez policję - opowiada Rafał Kochaniak. - Chcieliśmy dotrzeć do Helu i dalej tramwajem wodnym do Gdańska. Niestety, na bramie usłyszeliśmy od policjantów, że samochody mogą jeszcze przepuszczać, ale rowerzystów nie. Widocznie mogliśmy gdzieś skręcić do lasu z dzieckiem...
Rowerzyści z Łodzi czekali kilka godzin w Juracie, w nadziei, że uda się przedrzeć na koniec mierzei.
Protesty alterglobalistów przeszkodziły w pracy mieszkańcom mającym swoje punkty handlowe przy drodze 216 w Juracie.
- Dostaliśmy ostrzeżenie, gdy tylko protestujący ruszą ulicą, zamykamy sklepy - zapowiadał Marcin Konkel z Jastarni.
Handlować zresztą i tak było trudno, bo przechodnie musieli do siebie niemal krzyczeć - kilkadziesiąt metrów nad ziemią nieustannie krążył policyjny śmigłowiec. Skutecznie zagłuszał alterglobalistów z megafonami, ale nie tylko ich.
- Mnie też przeszkadza ten śmigłowiec, bo nie słyszę swoich policjantów przez radio - przyznał dowodzący akcją oficer.
W Helu wzdłuż przejazdu prezydenta USA ustawiły się tłumy mieszkańców i turystów. George W. Bush jechał terenowym chevroletem bez zaciemnionych szyb i machał wszystkim stojącym za barierkami. Przejechał on w drugiej kolumnie, najpierw bowiem dla celów bezpieczeństwa wypuszczono kilka innych samochodów. Ktoś ze stojących przy trasie wypuścił w powietrze balonik w kształcie kaczki.

 

 


Alterglobaliści protestowali na Helu - obyło się na szczęście bez większych incydentów
Kilkanaście minut przepychanek z policją, a później spokój i pokojowa demonstracja wśród rozrzucanych kwiatów i dźwiękach muzyki. Tak można podsumować wczorajszą manifestację ponad stu alterglobalistów na Półwyspie Helskim.
Niektórzy przyjechali na Hel już w czwartek. Ich koledzy w nocy wyruszyli autobusami do Juraty z Warszawy, a także z Rostocku, gdzie demonstrowali podczas szczytu G-8.
- Chcieliśmy uniknąć problemów ze strony policji i dlatego zdecydowaliśmy się wyjechać z Warszawy około północy. Przyjechaliśmy na Hel bez żadnych problemów - opowiada Marta Kaszubska, drobna blondynka, która dzierżąc megafon w dłoni co i rusz wykrzykiwała różne pacyfistyczne hasła. - Chcemy protestować pokojowo. Nie mamy ze sobą żadnych pałek ani ostrych narzędzi. Mamy tylko nasze poglądy, flagi i transparenty. Nie chcemy zadymy, lecz demokracji - zapewniała Kaszubska.
Od godziny 10 w okolicach dworca kolejowego w Juracie zaczęło pojawiać się coraz więcej osób. Niektórzy przygotowywali transparenty, inni grali na bongosach i śpiewali. Wszystko w spokojnej, wręcz leniwej atmosferze. Nagle pojawiła się informacja, która zelektryzowała wszystkich. Okazało się bowiem, że pociągi z Gdyni na Hel zostały wstrzymane, a policja zaczęła kontrolować auta już we Władysławowie.
- To niebywałe, wręcz precedensowe. Wstrzymuje się pociąg tylko po to, aby grupa 40 może 50 osób nie mogła protestować. Co z innymi pasażerami? - mówi Filip Ilkowski, który wraz z grupą kilkudziesięciu alterglobalistów (także obcokrajowców - dop.red.) przyjechał do Juraty z Rostocku.
Mobilizacja sił wśród demonstrantów nastąpiła chwilę przed południem. Na miejsce zbiórki schodzili z plaży, mola i okolicznych barów.
- O godz. 12 zbieramy się wszyscy i zaczynamy manifestację. Demonstracja jest legalna. Nie dajcie się tylko sprowokować - upominał manifestantów Ilkowski, który z ramienia Inicjatywy Stop Wojnie organizował protest.
W samo południe spokój odpoczywających w Juracie turystów zmąciły dźwięki bębnów i wykrzykiwane przez głośniki hasła demonstrantów. Droga 216 biegnąca wzdłuż całego półwyspu została zablokowana. Kilkanaście minut później przy dworcu PKP pojawiło się kilkanaście radiowozów, z których wyskoczyli uzbrojeni w tarcze, pałki, miotacze gazu i broń gładkolufową policjanci. Po chwili ruszyli do ataku. Za pomocą tarcz zepchnęli demonstrantów z jezdni i ustawili dwa kordony wzdłuż chodników.
- Co wy robicie? Mamy pozwolenie burmistrza na demonstrację. Mamy prawo zająć jeden pas ruchu - grzmiał przez megafon Ilkowski.
Wśród okrzyków alterglobalistów i sypanych przez niektórych z nich kwiatów, policjanci dość szybko spacyfikowali demonstrantów. Przez godzinę trwała wojna nerwów. Około 14 rozpoczął się jednak marsz. Kilkaset metrów za tablicą "Hel" ustawiono jednak kolejną blokadę.
- Dalej nie przepuścimy protestujących. Jeśli nie będą próbowali się przedrzeć, nie mamy zamiaru używać siły - zapewniał nadkomisarz Jan Kościuk, rzecznik pomorskiej policji.
Stojący po drugiej stronie policyjnego kordonu alterglobaliści nie zamierzali jednak dążyć do siłowej konfrontacji i u stóp uzbrojonych po zęby funkcjonariuszy rozpoczęli ...piknik. Była muzyka, nauka żonglowania, a także tańce i pokojowe hasła krytykujące politykę zagraniczną Stanów Zjednoczonych i George’a W. Busha. Przed godziną 19 demonstranci zaczęli się rozchodzić.

Metadane - wyciąg z rejestru zmian

Akcja Osoba Data
Dodanie dokumentu: Marek Dykta 01-03-2009 22:51:48
Osoba, która wytworzyła informację lub odpowiada za treść informacji: Marek Dykta 01-03-2009
Ostatnia aktualizacja: Marek Dykta 28-09-2013 10:07:43